Idea jest prosta - były już wędrujące dżinsy, nadszedł czas na wędrujące obuwie. Obuwie to nosi prostą i krótką nazwę - trampki, towarzysząc mi w niemal wszystkich podróżach, które odbywałam tego lata. Czasami wymieniane na buty górskie, również na buty damskie obnoszące się subtelną nazwą balerinek.
Ale ja nie o tym chciałam.
Jestem podróżniczką. Uwielbiam ten moment, kiedy zakładam plecak i wystawiam wyżej wymienionego trampka za próg domu, wsiadam w tramwaj i kieruję się w stronę dworca PKP. Nieważne, dokąd jadę - zawsze wywołuje to tę samą mieszankę uczuć, trochę euforii, trochę niepewności i strachu, a głównie szczęścia, że znowu gdzieś wybywam. Każde miejsce, w którym się znajdę, jest w jakiś sposób inne, wszystkie się różnią i zamierzam tutaj właśnie tę różnorodność pokazać.
A zatem: małe i trochę większe podróże małego Susła :)
Ale ja nie o tym chciałam.
Jestem podróżniczką. Uwielbiam ten moment, kiedy zakładam plecak i wystawiam wyżej wymienionego trampka za próg domu, wsiadam w tramwaj i kieruję się w stronę dworca PKP. Nieważne, dokąd jadę - zawsze wywołuje to tę samą mieszankę uczuć, trochę euforii, trochę niepewności i strachu, a głównie szczęścia, że znowu gdzieś wybywam. Każde miejsce, w którym się znajdę, jest w jakiś sposób inne, wszystkie się różnią i zamierzam tutaj właśnie tę różnorodność pokazać.
A zatem: małe i trochę większe podróże małego Susła :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz